Artykułu rozwijany historia
O Patronie
czytaj więcej
Kim był Święty Krzysztof?
Św. Krzysztof zaliczany jest do świętych wspomożycieli, którzy pomagają nam w potrzebach duszy i ciała. Żył w Samos w Azji Mniejszej w III w. Za jego historycznością przemawiają: pamięć o jego męczeństwie za Decjusza, wcześnie rozwinięty kult, zbudowany kościół ku jego czci w 452 roku w Chalcedonie, napis dotyczący jego osoby pochodzący z tego samego czasu. Martyrologiom Rzymskie pod datą 25 lipca podaje: W Licji świętego Krzysztofa, męczennika. Pod cesarzem Decjuszem chłostano go żelaznymi prętami, a potem wrzucono go na płonący stos. Moc Boża zachowała go od szkody. W końcu przeszyty strzałami i ścięty zakończył życie.
O sposobie przedstawiania go na obrazach zadecydowała jedna z legend, która przedstawia go jako olbrzyma, który z powodu zerwanego mostu pomagał ludziom przedostać się przez rwący potok na drugi brzeg. Raz przenosił dziecko dziwnie ciężkie, które przedstawiło mu się, że jest Chrystusem. Stąd nazwano go Krzysztofom. Jest wzywany o pomoc w czasie burzy, zarazy.
O życiu św. Krzysztofa brak pewnych wiadomości. Według późniejszych, ale prawdopodobnych świadectw, opartych na tradycji, św. Krzysztof miał pochodzić z Małej Azji, z prowincji rzymskiej Licji i tam ponieść śmierć męczeńską za panowania cesarza Decjusza ok. 250 roku. Jest jednym z 14 Wspomożycieli, czyli szczególnych patronów.
Święty z aureolą
Historia kościoła zna 8 świętych i 6 błogosławionych noszących to imię. Wedle tradycji, Św. Krzysztof pochodził z Azji Mniejszej, gdzie poniósł śmierć męczeńską w 250 roku, za czasów panowania cesarza Decjusza. Tyle dostępnej wiedzy. Mało? Dawne akta, skrupulatne spisane dane o męczennikach, zaginęły. Są dowody istnienia kultu Św. Krzysztofa z V wieku, np. wspomnienie bazyliki pod jego wezwaniem, czy np. wzmianka o Plotynie z klasztoru Św. Krzysztofa, który uczestniczył w soborze w Konstantynopolu. Takich śladów znalazło by się jeszcze kilka.
Można by powiedzieć że św. Krzysztof był w średniowieczu modny. Był też skuteczny, ponieważ zaliczono go do kanonu 14 wspomożycieli. Patron nagłej śmierci. Miał chronić przed kataklizmami, jak pożar, czy powódź. Przez wzgląd na legendę, patronuje flisakom, żeglarzom, podróżnym, pielgrzymom, przewodnikom. Wierzono, że spojrzenie z samego rana na wizerunek Św. Krzysztofa ochroni przed niebezpieczeństwem.
Święty Krzysztof – opiekun kierowców
Dzisiaj kojarzymy Świętego Krzysztofa głównie jako patrona kierowców. To dlatego święcimy
pojazdy mechaniczne – samochody, motory i rowery w jego święto – 25.07. W samochodzie wielu kierowców ma breloczki, czy tabliczki z wizerunkiem świętego, który chroni przed nadmierną brawurą. Czasem jedno spojrzenie NA postać Krzysztofa… i ok, zdejmuję nogę z gazu. Warto przed każdą trasą westchnąć do Świętego i poprosić go o opiekę podczas podróży.
25 lipca od 2006 roku został nazwany w Polsce „Dniem bezpiecznego kierowcy”. Inicjatorem akcji są: ksiądz dr Marian Midura oraz Krzysztof Hołowczyc, słynny kierowca rajdowy. Tego dnia na ulicach można spodziewać się patroli policji… w asyście księży. Często są rozdawane pamiątkowe obrazki, breloczki, a zamiast drobnych mandatów można spodziewać się prywatnego kazania na temat 5 przykazania (nie zabijaj!).
Modlitwa kierowcy:
Boże, pobłogosław mojej podróży. Spraw abym jechał bezpiecznie i szczęśliwie dotarł do celu. Boże prowadź! Święty Krzysztofie, módl się za nami! Amen.
Dekalog kierowcy:
- Nie będziesz egoistą na drodze!
- Nie będziesz ostry w słowach, czynach i gestach wobec innych ludzi!
- Pamiętaj o modlitwie i uczczeniu św. Krzysztofa, kiedy wyruszasz w drogę - umiej też podziękować!
- Szanuj pieszych!
- Nie zabijaj - bądź trzeźwy!
- Zapnij pasy - będziesz bezpieczny!
- Nie bądź brawurowy w prędkości!
- Nie narażaj siebie i innych na niebezpieczeństwo!
- Pomagaj potrzebującym na drodze!
- Przestrzegaj przepisy drogowe, szanuj pracę naszej policji! (za www.duszpasterstwokierowcow.pl)
Historia Parafii
czytaj więcej
Z powołaniem do życia parafii Św. Krzysztofa w Tychach były pewne trudności. Wiele lat trwało nim uzyskano pozwolenie, o które starał się ks. prałat Eugeniusz Świerzy, proboszcz parafii św. Marii Magdaleny w Tychach. Uważa się, że ostateczna pozytywna odpowiedź władz na prośbę o budowę była wynikiem napiętej sytuacji politycznej w Polsce oraz oczekiwań na pielgrzymkę Ojca Świętego Jana Pawła II do ojczyzny.
Zezwolenie na budowę kościoła oraz innych towarzyszących mu obiektów zostało wydane 25 marca 1982 roku. Zaś we wrześniu tego samego roku bp Herbert Bednorz poświęcił plac budowy, tymczasową kaplicę oraz krzyż. Od tego roku jest też prowadzona kronika parafialna. Wykopy pod budowę nowego kościoła rozpoczęły się w kwietniu 1983 roku. Budową zajął się ks. Wojciech Wyciślik, ówczesny wikariusz w parafii św. Marii Magdaleny. Zakupił on w Katowicach barak, który w ciągu kilku dni został postawiony na placu budowy, a w którym znajdowały się salki katechetyczne oraz kaplica.
Patron parafii - św. Krzysztof - został wybrany nieprzypadkowo. Jest on patronem podróżujących. Zapewne obrano go patronem parafii ze względu na fakt, iż w tamtym czasie w mieście powstawała również fabryka samochodów. Odpust parafialny przypada w niedzielę po 24 lipca (wspomnienie św. Krzysztofa).
Budowa była prowadzona jednocześnie na wielu odcinkach. Przygotowując fundamenty pod kościół, prowadzono też prace nad wznoszeniem murów budynku katechetycznego, probostwa oraz kaplic, zaś na specjalnym podeście odbywał się montaż kratownicy pod dach. Do prac włączali się różni ludzie, załatwiając potrzebne materiały budowlane. Wierni byli chętni do pomocy, ciesząc się z możliwości realizacji projektu, na który zgodę tak trudno było uzyskać. Autorem projektu kościoła św. Krzysztofa był inż. Emilian Piasecki, natomiast konstruktorem - inż. Jerzy Manjura. Budowniczym był ks. Wojciech Wyciślik. Parafia św. Krzysztofa w Tychach została erygowana 1 maja 1983. Jej teren wydzielono z parafii paprocańskiej, a także parafii św. Marii Magdaleny oraz parafii św. Jana Chrzciciela. Nowo powstała parafia otrzymała zezwolenie na korzystanie z cmentarzy, jakie się znajdują na terenie miasta Tychy. W listopadzie 1986 ówczesny biskup katowicki Damian Zimoń wmurował kamień węgielny, a 11 września 1994 poświęcił kościół.
Wraz z powstaniem, parafia Św. Krzysztofa należała do dekanatu tyskiego. W 1989 roku dekanaty w Tychach zostały poddane reorganizacji. Powstały dwa dekanaty: Tychy-Północ i Tychy-Południe i tym sposobem parafia Św. Krzysztofa należała odtąd do dekanatu Tychy-Południe. Obecnie parafia należy do dekanatu Tychy Nowe. Liczba wiernych należących do parafii wynosi 13 700 osób.
W skład parafii wchodzi ośrodek charytatywny - świetlica środowiskowa pod nazwą „Św. Krzysztof' oraz kaplica Matki Bożej Uzdrowienia Chorych, znajdująca się w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Tychach.
Kilka słów o budowie organów
czytaj więcej
'W Kościele Łacińskim należy mieć w wielkim poszanowaniu organy piszczałkowe, jako tradycyjny instrument muzyczny, ktorego brzmienie ceremoniom kościelnym dodaje majestatu, a umysły wiernych podnosi do Boga i Spraw Niebieskich'.
(Konstytucja o Liturgii, art. 120)
Organy w parafii Św. Krzysztofa w Tychach zostały zbudowane przez Zakład Organowy magistra Włodzimierza Truszczyńskiego z Warszawy, istniejący od 1848 roku. Zakład ten zbudował wiele organów w znanych obiektach sakralnych, między innymi w Bazylice Mariackiej w Krakowie, w Auli KUL, w Katedrze Rzeszowskiej. Firma znana jest również za granicą i należy do międzynarodowego Stowarzyszenia Budowniczych Organów - ISO. Organy dysponują 41 rejestrami, w tym 40 realnymi głosami i jednym efektem głosowym - dzwonami. Głosy rozdzielone są pomiędzy cztery zespoły brzmieniowe - trzy manuały i klawiaturę nożną (tzw.pedał). Poszczególne manuały obejmują 56 tonów (c-g3), a pedał 30 tonów (c-f1). Ogółem organy posiadają 2966 szt. piszczałek wykonanych z drewna i stopu cynowego. Traktura gry i registrowania - mechaniczna. Trąbka horyzontalna 8' (oznaczona w kontuarze jako Schamade 8') jest uruchamiana pneumatycznie.
Projekt i wykonanie
– dyspozycja głosów i założenia brzmieniowe - prof. J. Gembalski, mgr W. Truszczyński, mgr H. J. Botor
– projekt techniczny i realizacja rozwiązań technicznych - mgr W. Truszczyński, A. Ragan, Z. Tukiendorf, K. Bryl
– intonacja i strojenie - M. Jakubowski, A. Czyżewski
– wykonanie szafy organowej - K. Sontag (Tychy)
Niektóre elementy i materiały do budowy organów sprowadzono z niemieckich firm: O. Heuss K.G.-Lich, A. Laukhuff - Weikersheim, R. Killinger - Freiberg.
Przekazanie organów do użytku Parafii odbyło się komisyjnie pod przewodnictwem Rektora Akademii Muzycznej w Katowicach – prof. Juliana Gembalskiego.
Dyspozycja (głosy i brzmienia)
MANUAŁ I (główny)
|
||
1 | Bourdon |
16' |
2 | Pryncypał | 8' |
3 | Gemshorn | 8' |
4 | Oktawa | 4' |
5 | Flet kryty | 4' |
6 | Cornet | 5× |
7 | Flet leśny | 2' |
8 | Mixtura | 6× |
9 | Fagot | 16' |
10 | Trompet | 8' |
11 | Trompet horyzontalny (Schamade) | 8' |
PEDAŁ | ||
12 | Pryncypałbas | 16' |
13 | Subbas | 16' |
14 | Oktawbas | 8' |
15 | Quintbas | 102/3' |
16 | Chorałbas | 4' |
17 | Fletbas | 8' |
18 | Puzon | 16' |
19 | Trompet | 8' |
20 | Mixtura | 5× |
Dzwony |
MANUAŁ II (żaluzjowy) | ||
21 | Prync. skrzypcowy | 8' |
22 | Salicet | 8' |
23 | Rurflet | 8' |
24 | Vox coelestis | 8' |
25 | Prestant | 4' |
26 | Quintadena | 8' |
27 | Quinta | 22/3' |
28 | Bachflet | 4' |
29 | Oktawa | 2' |
30 | Tercja | 13/5' |
31 | Acuta | 5× |
32 | Flageolet | 1' |
33 | Obój | 8' |
34 | Dulcjan | 16' |
Tremolo |
MANUAŁ III (pozytyw) |
||
35 | Blokflet | 4' |
36 | Gedackt | 8' |
37 | Pryncypał | 2' |
38 | Larigot | 11/3' |
39 | Cymbel | 3× |
40 | Krumhorn | 8' |
Tremolo |
Połączenia: III–II, III–I, II–I, I–P, II–P, III–P
Serdeczne podziękowania za modlitwy i ofiary pieniężne składamy:
– wiernym Parafii św. Krzysztofa,
– indywidualnym ofiarodawcom zagranicznym,
– firmom:
- S.S.M. COAL B.V. - Holandia,
- K.V. KERVINEN OV - Finlandia,
- SALEN COAL AKTIEBOLAG - Sztokholm,
- WĘGLOKOKS, DENMARK A/S - Kopenhaga,
- A. OLSZOWSKI, HAMILTON - Wlk. Brytania,
- DANUBIA - Austria,
- POLKARBON - Austria,
- CHARBON POLONAIS - Paryż
oraz wszystkim, którzy przyczynili się do wykonania tego dzieła.
Bóg zapłać!
Legenda o św. Krzysztofie
czytaj więcej
Krzysztof był z pochodzenia Chananejczykiem olbrzymiego wzrostu i groźnej twarzy, a na długość liczył sobie 12 łokci. W niektórych jego żywotach czytamy, że służąc u pewnego króla chananejskiego powziął myśl, aby poszukać sobie największego pana, jaki jest na świecie i do niego na stałe zaciągnąć się na służbę. Udał się zatem do jednego wielkiego króla, o którym wieść głosiła, że nie ma nadeń większego pana na świecie, a król obejrzawszy go przyjął go chętnie i zatrzymał na swoim dworze.
Pewnego dnia jednak jakiś rybałt śpiewał przed królem pieśń, w której często wspominał o diable, a król, który wyznawał wiarę Chrystusową, ilekroć usłyszał imię diabła, żegnał się znakiem krzyża. Krzysztof widząc to dziwił się bardzo, dlaczego król tak czyni i co ten znak krzyża może znaczyć.
Gdy zapytał o to króla, ten nie chciał mu tego wyjawić, ale wtedy Krzysztof rzekł: Jeśli mi tego nie powiesz, nie zostanę dłużej u ciebie. Król przymuszony w ten sposób odpowiedział wreszcie: Ilekroć słyszę, że ktoś wspomina diabła, ubezpieczam się tym znakiem w obawie, aby mnie nie zagarnął pod swą władzę i nie szkodził mi. Na to Krzysztof: Jeśli boisz się, aby ci diabeł nie zaszkodził, wynika stąd, że jest on większy i potężniejszy od ciebie, skoro tak bardzo obawiasz się go. Zawiodłem się zatem uważając, że znalazłem największego i najpotężniejszego pana na świecie. Ale bywaj zdrów, bo idę szukać owego diabła, aby wziąć go sobie za pana i zostać jego sługą. Odszedł tedy od tego króla i poszedł szukać diabła.
A gdy wędrował przez jedną pustynię, zobaczył wielki orszak rycerzy z których jeden, dziki i groźny, zbliżył się doń i zapytał, dokąd idzie. Idę na poszukiwanie pana diabła - odparł Krzysztof - aby wziąć go sobie za pana. A on na to: Jam jest tym, którego szukasz. Ucieszył się Krzysztof, zobowiązał się do stałej służby u niego i uznał go swoim panem. Gdy jednak wędrowali razem, spotkali przy ruchliwej drodze znak krzyża, a diabeł na jego widok uciekł przestraszony, zeszedł z drogi, poprowadził Krzysztofa przez bezludne wertepy i za jakiś czas dopiero wrócił na drogę. Krzysztof widząc to ze zdziwieniem zapytał go, dlaczego w takim pomieszaniu opuścił równy gościniec i tyle nakładając drogi poszedł przez bezludne wertepy. On jednak nie chciał mu tego żadną miarą wyjawić i dopiero gdy Krzysztof rzekł: Jeśli mi tego nie wyjawisz, zaraz odejdę od ciebie - diabeł przymuszony powiedział mu: Pewien człowiek, zwany Chrystusem, był przybity do krzyża, a ja ilekroć zobaczę Jego znak, trwożę się wielce i uciekam. Na to Krzysztof: A zatem ów Chrystus jest większy i potężniejszy od ciebie, skoro tak bardzo obawiasz się Jego znaku? Na darmo tedy trudziłem się i nie znalazłem jeszcze największego pana na świecie. Ale teraz bądź zdrów, bo myślę cię opuścić, a szukać tego Chrystusa.
Po długim szukaniu kogoś takiego, kto by mógł mu powiedzieć o Chrystusie, trafił wreszcie do pewnego pustelnika, który opowiedział mu o Chrystusie i starannie wyuczył go prawd wiary. Rzekł tedy ów pustelnik do Krzysztofa: Ten król, któremu pragniesz służyć, wymaga służby polegającej na tym, że będziesz musiał często pościć. Ale Krzysztof odparł na to: Niech innej służby żąda ode mnie, bo tego w żaden sposób nie potrafię. Będziesz też musiał - ciągnął dalej pustelnik - wiele się modlić! A Krzysztof na to: Nie wiem, co to jest, i takiej służby nie potrafię pełnić! A czy znasz - zapytał pustelnik - taką rzekę, przez którą przeprawa jest niebezpieczna i w której wielu podróżnych ginie? Znam - odrzekł Krzysztof. A on na to: Skoro jesteś taki wielki i mocny, to jeśli osiedlisz się nad tą rzeką i będziesz wszystkich przeprawiał, będzie to na pewno miłe królowi Chrystusowi, któremu chcesz służyć, i ufam, że tam ci się objawi. No tak - rzekł Krzysztof - taką służbę mogę pełnić i przyrzekam, że w ten sposób będę Mu służył.
Udał się zatem nad ową rzekę, zbudował tam sobie mieszkanie i mając w rękach zamiast laski długą żerdź, którą podpierał się w wodzie, niestrudzenie przeprawiał wszystkich podróżnych. Minęło już wiele dni, gdy raz spoczywając w swym domku usłyszał głos jakiegoś dziecka, które wołało tymi słowy: Krzysztofie, wyjdź na dwór i przepraw mnie! Krzysztof wybiegł co prędzej, ale nie zobaczył nikogo, a przecież, gdy powrócił do swego domku, znowu usłyszał głos kogoś, kto go wołał. Po raz drugi tedy wyszedł na zewnątrz, ale nie znalazł nikogo. Za trzecim wreszcie razem wyszedł na wołanie i spotkał nad brzegiem rzeki nie znanego sobie chłopca, który go usilnie prosił, by go przeprawił. Krzysztof tedy posadził sobie dziecko na ramionach, wziął laskę i wszedł w rzekę. Lecz oto woda w niej zaczęła powoli wzbierać, a chłopiec ciężył mu tak, jakby był z ołowiu i im bardziej posuwał się naprzód, tym bardziej fala się wzdymała, a chłopiec coraz bardziej przygniatał jego ramiona nieznośnym ciężarem, tak że znalazł się w nader trudnym położeniu i poważnie lękał się o siebie. Gdy na koniec z biedą pokonał trudności i przebrnął rzekę, postawił chłopca na brzegu i rzekł doń: O wielkie niebezpieczeństwo przyprawiłeś mnie, chłopcze, i tak mi ciążyłeś, że gdybym miał cały świat na sobie, nie czułbym chyba większego ciężaru. A na to chłopiec odparł: Nie dziw się, Krzysztofie, bo miałeś na sobie nie tylko cały świat, lecz niosłeś na swych ramionach także tego, który stworzył ten świat. Ja bowiem jestem królem twoim, Chrystusem, któremu tutaj służysz. Abyś wiedział, że prawdą jest to, co mówię, wbij, gdy wrócisz, laskę twą w ziemię koło twego domku, a rano zobaczysz, że ona zakwitnie i obrodzi. To mówiąc zniknął z jego oczu. Krzysztof zaś powróciwszy wbił laskę w ziemię, a gdy rano wstał, ujrzał, że wydała liście i owoce jak palma.
Następnie przybył do miasta Samos w Licji, a ponieważ nie znał tamtejszego języka, prosił Pana, aby dał mu pojąć tę mowę. Gdy tak stał modląc się, sędziowie uważali go za szalonego i zostawili go w spokoju. On zaś uzyskawszy to, o co prosił, zakrył twarz, przybył na miejsce kaźni i umacniał na duchu chrześcijan, których męczono. Wtedy jeden z sędziów dał mu policzek, ale Krzysztof odsłonił twarz i rzekł: Gdybym nie był chrześcijaninem, zaraz odpłaciłbym ci za moją krzywdę. Wówczas Krzysztof wbił swą laskę w ziemię i prosił Pana, aby wypuściła liście, dla nawrócenia tego ludu. Tak też zaraz się stało i osiem tysięcy ludzi uwierzyło.
Król zaś posłał dwustu rycerzy z poleceniem sprowadzenia go do siebie, ale oni zastawszy go na modlitwie bali się oznajmić mu o tym. Posłał tedy drugich dwustu, a ci widząc go modlącego się, od razu z nim razem zaczęli się modlić. Wreszcie Krzysztof wstał i rzekł do nich: Kogo szukacie? A oni spojrzawszy w jego twarz rzekli: Król nas posłał, abyśmy cię związali i przyprowadzili przed niego. Krzysztof odrzekł: Jeżeli sam nie zechcę, to ani wolnego, ani związanego nie potraficie mnie zaprowadzić! Jeśli chcesz zatem - rzekli mu - to idź wolno, gdzie chcesz, a my powiemy królowi, żeśmy cię nie znaleźli. Nie - odparł - pójdę z wami. Po drodze nawrócił ich na wiarę chrześcijańską, kazał sobie ręce związać na plecach i tak postawić się przed królem. Król zobaczywszy go przeraził się i w jednej chwili spadł ze swego tronu. Dopiero gdy go słudzy podnieśli, zapytał św. Krzysztofa o jego imię i kraj, skąd pochodzi. Ten zaś odparł: Przed chrztem nazywałem się Reprobus, teraz zaś noszę imię Krzysztofa. Król na to: Głupio sobie wybrałeś imię na wzór imienia ukrzyżowanego Chrystusa, który ani sobie nie pomógł, ani tobie pomóc nie potrafi. Ale teraz, ty łotrze chananejski, dlaczego nie składasz ofiar bogom naszym? A Krzysztof odparł; Słusznie zwiesz się Dagnus, bo jesteś śmiercią świata i sprzymierzeńcem diabła, a twoi bogowie są dziełem rąk ludzkich. Król na to: Chowałeś się między dzikimi zwierzętami i potrafisz mówić tylko na sposób zwierzęcy i niezrozumiały dla ludzi. Teraz jednak, jeśli złożysz ofiary, otrzymasz ode mnie wielkie godności, a jeśli nie, to zginiesz na mękach. Skoro jednak św. Krzysztof nie chciał złożyć ofiar, kazał go król wtrącić do więzienia, a tych rycerzy, którzy byli po niego posłani, pościnać za to, że przyjęli chrześcijaństwo.
Następnie polecił razem z Krzysztofem zamknąć w więzieniu dwie piękne dziewczyny, z których jedna nosiła imię Nicea, a druga Akwilina i obiecał im wielkie wynagrodzenie, jeśli skuszą go do grzechu ze sobą. Na ich widok Krzysztof natychmiast zaczął się modlić. Gdy jednak dziewczęta przeszkadzały mu klaszcząc w ręce i obejmując go, wstał i rzekł do nich: Kogo szukacie i po co was tu wpuszczono? A one przerażone jasnością bijącą z jego twarzy rzekły: Zmiłuj się nad nami, mężu święty, abyśmy mogły uwierzyć w Boga, którego ty głosisz. Na wieść o tym król kazał je przyprowadzić przed siebie i powiedział: Więc i wy dałyście sobie przewrócić w głowie? Przysięgam na bogów, że jeśli nie złożycie ofiar, marnie zginiecie! Ale one odparły: Jeśli chcesz, abyśmy złożyły ofiary, każ przyozdobić ulice i wszystkim zgromadzić się wokół świątyni. Tak też się stało. A one wszedłszy do świątyni zdjęły każda swój pasek, założyły je na szyje bożków, ściągnęły ich na ziemię i rozbiły w proch, po czym rzekły do zgromadzonych wokoło: Idźcie i wołajcie lekarzy, aby zajęli się waszymi bogami! Wówczas na rozkaz króla Akwilinę powieszono za ręce, a do nóg przywiązano jej wielki kamień, tak że całe ciało uległo rozerwaniu. Tak ona odeszła do Pana, siostrę zaś jej, Niceę, wrzucono do ognia, a gdy wyszła zeń nietknięta, ścięto jej głowę.
Następnie postawiono Krzysztofa przed królem, który kazał go siec żelaznymi rózgami i włożyć mu na głowę rozpalony szyszak żelazny, a na koniec sprowadził żelazne krzesło, polecił przywiązać doń Krzysztofa, a pod spodem rozpalić ogień ze smoły. Krzesło jednak rozleciało się, jakby było z wosku, a Krzysztof zeszedł zeń nietknięty. Wreszcie kazał go król przywiązać do pala, a czterystu żołnierzom strzelać doń z łuku. Tymczasem wszystkie ich strzały zatrzymywały się w powietrzu, a żadna nie zdołała dosięgnąć Krzysztofa. Król jednak sądząc, że żołnierze zabili go już strzałami, zaczął mu urągać, lecz wówczas jedna ze strzał zawisłych w powietrzu zawróciła i wbiła się w oko króla oślepiając go od razu. Ale Krzysztof rzekł doń: Jutro ja zakończę życie, a ty, okrutniku, zrób błoto z krwi mojej, pomaż nim swe oko, a odzyskasz zdrowie. Wówczas na rozkaz króla poprowadzono go na stracenie i skoro się pomodlił, ścięto mu głowę, a król wziął odrobinę jego krwi i przyłożył do swego oka ze słowami: W imię Boga i św. Krzysztofa - po czym od razu został uzdrowiony. Wówczas uwierzył i wydał dekret, aby każdy, kto by bluźnił Bogu lub św. Krzysztofowi, od razu karany był na gardle.